Bunt dwulatka


Niby Młodsza nie ma jeszcze dwóch lat i właściwie to do urodzin jest raczej dalej niż bliżej, ale jakieś takie mamy szczęście, że nasze dzieci zaczynają wykazywać objawy tych wszystkich ‘buntów’ trochę wcześniej niż powinny (patrząc na kalendarz), także no… 🤷‍♀️

Już nie będę tym razem przytaczać przykładów o co jest wkurz, bo lista byłaby naprawdę spora.

Jedyne co mnie w tym wszystkim pociesza, że z buntem dwulatka miałam już do czynienia, więc w miarę wiem jak powinnam reagować, kiedy postawić na swoim, a kiedy odpuścić. Najłatwiej jest się uczyć na swoich wcześniejszych doświadczeniach 😉

Bunt trzylatka


Proszę nie pytać. To naprawdę nie ma sensu… 🤦‍♀️

Ostatnio był już wkurz o to… że nie można trzaskać drzwiami, że wieczorem nie je się śniadania, że grawitacja działa i woda nie leci do góry, że mama nie daje się bić, że nie można skakać po krześle, że tata jest chłopcem, że jak słońce świeci to jest jasno, że w kąpieli jest za mało piany, no i że tata nie bawi się klockami w godzinach pracy. Także no… 

Dzielenie się


Ostatnio gdy obserwowałam Młodszą, która tak po prostu podeszła do Starszej i poczęstowała ją kawałkiem jabłka dopadło mnie pewne przemyślenie. 

Wydaje się, że dzielenie się jest dla małego człowieka czymś naturalnym. Robi to chętnie i jakoś tak instynktownie czuje, że to jest dobre 😊

Myślę, że dopiero później, wraz z dorastaniem zatraca się ta umiejętność bezinteresownego dzielenia się z drugą osobą. Z moich obserwacji wynika, że dzieje się tak na przełomie drugiego i trzeciego roku życia. W tym momencie, gdy dziecko uświadamia sobie, że coś może należeć tylko do niego i zaczyna zauważać tę umowną wartość rzeczy materialnych. Dokładnie w tym okresie, gdy pojawią się to znajome dla dwu- i trzylatków ‘To moje! To moje!‘. 🤦‍♀️

Myślę tak głównie dlatego, że patrząc na tę scenkę, przypomniałam sobie, że przecież Starsza też sama z siebie się dzieliła, zwłaszcza jedzeniem, a teraz ciągle wszystko jest jej i tylko jej. W pewnym sensie rozumiem, że to taki (jeden z wielu) etap rozwoju, ale jakoś tak… No patrzę na Mniejszą, na to jak się zachowuje i aż mi zaczyna coś w głębi duszy krzyczeć:

Chwilo, trwaj! 

Kiedy nadejdzie ten czas

Serio… Po nieco ponad dwóch latach bez okresu, naprawdę zdążyłam już zapomnieć jak to jest. Bo u mnie to jest taki dziwny stan… 

Gdy dokucza Ci ból na tyle słaby, że nie chcesz brać leków przeciwbólowych, a jednocześnie na tyle mocny, że chodzisz przez cały czas poirytowana.

Gdy byle drobiazg potrafi Cię wkurzyć tak, że tylko piekło zna większą furię, a jednocześnie jesteś na tyle wrażliwa, że wystarczy krzywe spojrzenie, żebyś się rozpłakała.

Gdy widzisz, że waga Ci nieco podskoczyła przez wodę zatrzymaną w organizmie i chcesz przejść na dietę, a jednocześnie mogłabyś pożreć na raz całą tabliczkę czekolady, bo masz w poważaniu co się potem będzie działo z Twoim ciałem.

Gdy chciałabyś coś zrobić, może nawet masz jakąś wenę, a jednocześnie dopadł Cię taki brak motywacji do działania, że nie chce Ci się nawet nastawić wody na herbatę.

Jeśli też tak masz, to wiedz, że nie jesteś sama. I na szczęście – że to minie.

Trzymajcie się, babeczki! ☺️

Mamo!

Taaa… Każdemu zdarza się gorszy dzień, ale gdy zaczyna się on w ten sposób… to nawet czekolada może nie być w stanie dostarczyć paliwa na cały dzień 🤷‍♀️

Dla pocieszenia: niejeden taki dzień jakoś przetrwaliśmy, więc następny też przetrwamy, kiedy nadejdzie 👍

PS Hmm… Zastanawiam się tylko czy to, aby na pewno, jest pocieszające, skoro najprawdopodobniej taki “dzionek” zdarzy się za jakiś czas 🤔

PPS Chyba mimo wszystko jest, bo z czasem człowiek nabiera doświadczenia w reagowaniu na dziecięce marudzenie. Wiadomo, czego nie robić 😅

Niespodzianka

Autentyk.

Mężu miał urodziny w zeszłym tygodniu, więc stwierdziłam, że gdy pójdziemy na spacer, to przy okazji wstąpimy na szybko do sklepu i kupimy dla niego jakiś mały prezent.

Niestety okazało się, że powiedzenie trzylatkowi:

Cicho, to będzie niespodzianka dla taty.

nie było najlepszym pomysłem, pozwalającym na utrzymanie wszystkiego w tajemnicy 😅

Niektórzy mężczyźni wieczorami…

Oczywiście znaczna większość mężczyzn spędza wieczory w zupełnie inny sposób, ale są i tacy, którzy lubią wyruszyć na miasto po zmroku, by łapać pokemony 😆
***
Oboje z mężem jesteśmy z tego pokolenia, które swojego czasu zaraz po szkole leciało do domu, włączało Polsat i czujnie śledziło poczynania Asha Kechuma oraz jego przyjaciół. Także cóż, nic dziwnego, że daliśmy się wciągnąć w Pokemon GO. Nostalgia uderza zbyt mocno 😌
Także póki co – raz na kilka dni – zdarza się, że gdy dzieci już dawno śpią, a ja szykuję się do snu, dzielny trener pokemonów Mężu wybiera się na łowy. Zaopatrza się w swój telefon (i mój też, taki jest miły😘), bierze hulajnogę i rusza w trasę, na objazd dzielnicy, łapiąc po drodze wszystkie kieszonkowe potworki jakie mu się nawiną. Bo w końcu – co się będzie nudził w domu? 
A tak to może chociaż trochę kalorii zgubi 😉
PS Taka ciekawostka. Jak się okazuje, nie tylko Mężu zbiera wieczorem pokemony. Osobiście spotkał co najmniej kilku dorosłych z naszej dzielnicy, którzy robią to samo 😀

Tatowy potwór

Tatowy Potwór (łac. tatulus monsterus) to gatunek pokrewny do mamowego potwora (patrz: tutaj), aczkolwiek niespokrewniony z nim bezpośrednio, a jedynie spowinowacony. Stworzenie to ma dietę (głównie napoje wysokokofeinowe) i tryb życia podobny do tego, który jest charakterystyczny dla typowego przedstawiciela gatunku matulus monsterus. W związku z tym natura wyposażyła go w zbliżone atrybuty fizyczne, umożliwiające funkcjonowanie w trudnych warunkach, do jakich zmusza go wychowywanie potomstwa.

Tatulus monsterus – rysunek poglądowy

Cechy charakterystyczne:

  • stalowy żołądek –rezerwuar na pokarm o właściwościach potencjalnie toksycznych (głównie resztki jedzenia z talerzy dzieci);
  • żelazny pęcherz – odpowiada za niezwykłą umiejętność wytrzymywania bez korzystania z łazienki, gdy potomstwo podskakuje mu na brzuchu;
  • bystre oczy – pozwalają wypatrzeć zagubione zabawki i uważne obserwowanie potomstwa;
  • trzecie oko – przeważnie zamknięte, służy do odsypiania nieprzespanych nocy;
  • szeroki uśmiech – dzięki niemu gatunek ten wygląda na przyjaźnie nastawiony do otoczenia (technika kamuflażu), pozwala również śmiać się razem z dziećmi;
  • ostre zęby – pełnią funkcję ochronną, służą do obrony potomstwa, a także umożliwiają odgryzanie się ciociom dobrym radom;
  • superkomputer – inaczej: mózg; centralny ośrodek zarządzania, służy do wymyślania tysięcy zabaw i odpowiedzinna dociekliwe pytania oraz przetwarzania danych z otoczenia;
  • wrażliwy nos – pozwala określić rodzaj zawartości pieluszki dziecięcia jedynie przy wykorzystaniu zmysłu węchu;
  • para silnych nóg – umożliwiają przemieszczanie się (głównie: bieganie za dziecięcym rowerkiem), ale pełnią również funkcję rozrywkową (potomstwo może się na nich uwiesić);
  • mocne kolana – służą głównie do skakania ze starszymi dziećmi oraz do czworakowania za młodszymi; często wykształca się na nich tzw. podeszwa (patrz niżej);
  • podesza na wierzchu stopy – warstwa zgrubiałego naskórka, wytworzona po to, żeby gatunek mógł dłużej wytrzymać podczas zabawy z dziećmi na dywanie;
  • wytrzymały staw skokowy – umożliwia szybsze bieganie za potomstwem;
  • cztery pary rąk – pełnią różnorodne funkcje, w zależności od potrzeb; umożliwiają równoczesne wykonywanie kilku czynności równocześnie, np.:
    • jedna do noszenia dziecka, 
    • druga do gry w piłkę, 
    • trzecia do gotowania, 
    • czwarta do noszenia zabawek, 
    • piąta do prowadzenia samochodu, 
    • szósta do noszenia zakupów, 
    • siódma do trzymania środków transportu potomstwa (wózek, łyżworolki etc.), 
    • ósma do obsługi komputera;
  • silne ramiona – umożliwiają noszenie potomstwa (głównie starszego) także, gdy wszystkie ręce są zajęte;
  • czujne uszy – służą do komunikacji z dziećmi w dzień oraz do nasłuchiwania ich oddechu w nocy;
  • giętki język – usprawnia komunikację, choć głównie służy do czytanja bajek i wierszyków;
  • mocne plecy – służą do dźwigania tzw. brzemienia dnia codziennego, a także pełnią funkcję rozrywkową (np. zabawa w konika);
  • plamy na koszulce – świadczą o tym, że gatunek ten nie jest do końca stworzeniem pionierskim, idealnym, ale posiada pewne wady.

PS Kocham Cię, Mężu ;*

Mamowy potwór

Mamowy Potwór (łac. matulus monsterus) to stworzenie żywiące się głównie czekoladą, napojami kofeinowymi i miłością swojego potomstwa. Prowadzi dość specyficzny tryb życia, o czym pisałam już wcześniej (tutaj: link). Właśnie ze względu na to, natura wyposażyła typowego przedstawiciela gatunku matulus monsterus w szereg charakterystycznych cech fizycznych, które umożliwiają mu funkcjonowanie w trudnych warunkach życia, do jakich zmusza go wychowywanie potomstwa.

Matulus monsterus – rysunek poglądowy

Cechy charakterystyczne:

  • stalowy żołądek –rezerwuar na mieszankę kofeinowo-czekoladową (rodzaj paliwa, niezbędnego gatunkowi do przeżycia);
  • żelazny pęcherz – umożliwia gatunkowi stosunkowo rzadkie korzystanie z łazienki (maksymalnie do dwóch razy na dobę);
  • bystre oczy – pozwalają wypatrzeć zagubione zabawki i uważne obserwowanie potomstwa;
  • trzecie oko – przeważnie zamknięte, służy do odsypiania nieprzespanych nocy;
  • szeroki uśmiech – dzięki niemu gatunek ten wygląda na przyjaźnie nastawiony do otoczenia (technika kamuflażu), pozwala również śmiać się razem z dziećmi;
  • ostre zęby – pełnią funkcję ochronną, służą do obrony potomstwa, a także umożliwiają odgryzanie się ciociom dobrym radom;
  • superkomputer – inaczej: mózg; centralny ośrodek zarządzania, służy do wymyślania tysięcy zabaw, jadłospisu na cały tydzień oraz przetwarzania danych z otoczenia;
  • wrażliwy nos – pozwala określić rodzaj zawartości pieluszki dziecięcia jedynie przy wykorzystaniu zmysłu węchu;
  • para silnych nóg – umożliwiają przemieszczanie się (głównie: chodzenie na spacery), ale pełnią również funkcję rozrywkową (potomstwo może się na nich uwiesić);
  • mocne kolana – służą głównie do skakania ze starszymi dziećmi oraz do czworakowania za młodszymi; często wykształca się na nich tzw. podeszwa (patrz niżej);
  • podesza na wierzchu stopy – warstwa zgrubiałego naskórka, wytworzona po to, żeby gatunek mógł dłużej wytrzymać podczas zabawy z dziećmi na dywanie;
  • wytrzymały staw skokowy – umożliwia szybsze bieganie za potomstwem;
  • cztery pary rąk – pełnią różnorodne funkcje, w zależności od potrzeb; umożliwiają równoczesne wykonywanie kilku czynności równocześnie, np.:
    • jedna do noszenia dziecka, 
    • druga do tulenia, 
    • trzecia do gotowania, 
    • czwarta do robienia prania, 
    • piąta do podawania zabawek, 
    • szósta do noszenia zakupów, 
    • siódma do trzymania środków transportu potomstwa (wózek, hulajnoga etc.), 
    • ósma do trzymania kubka z napojem kofeinowym
  • pełne piersi – w wersji podstawowej – umożliwiają karmienie dzieci na żądanie; w rozszerzonej – pomagają utrzymać monogamię;
  • czujne uszy – służą do komunikacji z dziećmi w dzień oraz do nasłuchiwania ich oddechu w nocy;
  • giętki język – usprawnia komunikację, choć głównie służy do opowiadania bajek i wierszyków;
  • dźwięczny głos – niekoniecznie melodyjny, mimo to pozwala na śpiewanie kołysanek;
  • mocne plecy – służą do dźwigania tzw. brzemienia dnia codziennego, a także pełnią funkcję rozrywkową (np. zabawa w konika);
  • plamy na koszulce – świadczą o tym, że gatunek ten nie jest do końca stworzeniem pionierskim, idealnym, ale posiada pewne wady.

😉

Syndrom dywanowy

Nie zrozumcie mnie źle.
Ja naprawdę bardzo lubię bawić się z dziećmi na dywanie. Razem układamy puzzle, budujemy wieże z klocków, robimy wyścigi samochodowe, czytamy książeczki, bawimy się w gotowanie, majsterkowanie, piracki statek czy proszoną herbatkę…
Jest mnóstwo zabaw, przy których można się świetnie bawić i poznać lepiej swoje pociechy. I to fajne.
Ale gdy naskórek na wierzchu stopy zaczyna się robić coraz grubszy i peelingi przestają działać, to naprawdę zaczynasz się zastanawiać:
Czy może nie spędzam zbyt dużo czasu z dzieckiem na dywanie? Może potrzebuje ono nieco więcej czasu dla samego siebie? A ja, jako rodzic, powinienem się powoli wycofywać i zająć swoimi sprawami?

Jednak u nas najczęściej wciąż kończy się to wołaniem:
– Mamo, chodź!
– Tato, pobawimy się razem?
Wtedy człowiek wzrusza ramionami i stwierdza, że cóż robić? Trzeba z tego korzystać dopóki dzieci wciąż są na tyle małe, że mają ochotę na zabawę z rodzicami…

W końcu podeszwa na wierzchu stopy to nieduża cena za czas spędzony razem 😉