Zdalne lekcje angielskiego

Nieco ponad miesiąc temu zapisaliśmy Starszą na zajęcia z angielskiego. Zarówno Mężu, jak i ja znamy ten język na tyle, że sami moglibyśmy ją spokojnie co nieco poduczyć, ale stwierdziliśmy, że trochę zajęć z resztą społeczeństwa w jej wieku przygotuje ją trochę do przedszkola… Taki trochę eksperyment społeczny 😉
Niestety w obecnej sytuacji zajęcia przeniosły się do internetu i nasze ukochane, zdolne, aczkolwiek nad wyraz hiperaktywne i roztrzepane dziecko trzeba było dostosować do nowej sytuacji.
Ekhm… Eksperyment się nie udał. Po nieco ponad dwóch tygodniach zrezygnowaliśmy i stwierdziliśmy, że to nie dla niej. Po prostu jest jeszcze za mała. 
Dziecko, które nie skończyło jeszcze trzech lat (a także spora część trzy- i czterolatków) nie potrafi skupić się na tego typu zajęciach na więcej niż 15-20 minut.
W naszym przypadku, nawet przy dodaniu nowego bodźca, lekkiej zmianie formy czy próbie nakierowania uwagi na właściwy tor, kończyło się to wygłupami i pytaniem
– Mamooo, a kiedy się skończy ten angielski?

Od wtorku wróciliśmy do pierwotnej konwencji. Wplatamy angielskie słówka w codzienność i jakoś leci 😋

Dziesięć lat

Dziesięć lat… Szmat czasu.
Jakoś tak dziwnie jest pisać, że w zeszłym tygodniu obchodziliśmy z Mężem 10. rocznicę bycia razem. Aż się staro czuję, gdy patrzę na tę liczbę…
Niemniej jednak muszę przyznać, że nie nudziłam się przez ten czas i pomimo, że pojawiały się zarówno dobre, jak i złe chwile, to nie zamieniłabym tego na nic innego.

Dziękuję Ci jeszcze raz, mój Najdroższy, za ten czas.
Mam nadzieję, że wraz ze mną postarasz się do tych cyfr dopisać jeszcze jedno zero ;*

Malinki

Jak mnie ktoś spotka, to żeby nie było. To nie mężu mnie zaatakował, ale moje własne dziecię!

Zęby, zęby, zęby… Jak to mawia moja kochana teściowa:
“Z zębami jest zawsze problem. Najpierw jak wychodzą, później jak się psują, a na końcu jak ich nie ma.” 

Cóż… C’est la vie 

Uciekinier

Mała zagadka:
– Co jest gorsze od przewijania niemowlaka przewrającego się na brzuszek przy próbie założenia pieluszki? 
– Przewijanie niemowlaka raczkującego 🤪
***

Na pocieszenie – to jeszcze nie jest kolejny poziom wtajemniczenia, czyli przewijanie dziecka, które biega 😉 

Buła

Ostatnio moje dwie kochane marudy zaczęły przechodzić same siebie na spacerze. Mijałam akurat piekarnię i stwierdziłam, że nie ma mowy, ja nie mam nerwów na ich nerwy. Kupiłam jakąś bułę z ziarenkami, jednej urwałam mniejszy kawałek, drugiej nieco większy i voila! Cisza jak makiem zasiał. One szczęśliwe, ja szczęśliwa. Także wychodzi ż,e po prostu… Buła łagodzi obyczaje 😉

Już jakiś spory czas temu na jedynym z blogów z kategorii ‘rodzicowej’ (bodajże u Magdy z bloga szczesliva) przeczytałam tekst, w którym autorka opisywała jak często się rodzice katują tym, że dziecku podali kupioną w piekarni czy innym spożywczaku bułkę pszenną, bo przecież zły rodzic, bo jak tak można, bo to przecież nawet żadnych wartości nie ma. Nic tylko zwykła mąka pszenna i ulepszacze czy konserwanty, a jeszcze gorzej jak z ciasta mrożonego, to wtedy już najgorsze zło i czyn haniebny!
Na co wspomniana wyżej blogerka odpowiedziała świetnym tekstem, który pozwolę sobie sparafrazować: “Jak to nie ma żadnych wartości? A pięć minut spokoju to nie jest jakaś wartość?” 🙂
Warto zapamiętać.