Mamowy potwór

Mamowy Potwór (łac. matulus monsterus) to stworzenie żywiące się głównie czekoladą, napojami kofeinowymi i miłością swojego potomstwa. Prowadzi dość specyficzny tryb życia, o czym pisałam już wcześniej (tutaj: link). Właśnie ze względu na to, natura wyposażyła typowego przedstawiciela gatunku matulus monsterus w szereg charakterystycznych cech fizycznych, które umożliwiają mu funkcjonowanie w trudnych warunkach życia, do jakich zmusza go wychowywanie potomstwa.

Matulus monsterus – rysunek poglądowy

Cechy charakterystyczne:

  • stalowy żołądek –rezerwuar na mieszankę kofeinowo-czekoladową (rodzaj paliwa, niezbędnego gatunkowi do przeżycia);
  • żelazny pęcherz – umożliwia gatunkowi stosunkowo rzadkie korzystanie z łazienki (maksymalnie do dwóch razy na dobę);
  • bystre oczy – pozwalają wypatrzeć zagubione zabawki i uważne obserwowanie potomstwa;
  • trzecie oko – przeważnie zamknięte, służy do odsypiania nieprzespanych nocy;
  • szeroki uśmiech – dzięki niemu gatunek ten wygląda na przyjaźnie nastawiony do otoczenia (technika kamuflażu), pozwala również śmiać się razem z dziećmi;
  • ostre zęby – pełnią funkcję ochronną, służą do obrony potomstwa, a także umożliwiają odgryzanie się ciociom dobrym radom;
  • superkomputer – inaczej: mózg; centralny ośrodek zarządzania, służy do wymyślania tysięcy zabaw, jadłospisu na cały tydzień oraz przetwarzania danych z otoczenia;
  • wrażliwy nos – pozwala określić rodzaj zawartości pieluszki dziecięcia jedynie przy wykorzystaniu zmysłu węchu;
  • para silnych nóg – umożliwiają przemieszczanie się (głównie: chodzenie na spacery), ale pełnią również funkcję rozrywkową (potomstwo może się na nich uwiesić);
  • mocne kolana – służą głównie do skakania ze starszymi dziećmi oraz do czworakowania za młodszymi; często wykształca się na nich tzw. podeszwa (patrz niżej);
  • podesza na wierzchu stopy – warstwa zgrubiałego naskórka, wytworzona po to, żeby gatunek mógł dłużej wytrzymać podczas zabawy z dziećmi na dywanie;
  • wytrzymały staw skokowy – umożliwia szybsze bieganie za potomstwem;
  • cztery pary rąk – pełnią różnorodne funkcje, w zależności od potrzeb; umożliwiają równoczesne wykonywanie kilku czynności równocześnie, np.:
    • jedna do noszenia dziecka, 
    • druga do tulenia, 
    • trzecia do gotowania, 
    • czwarta do robienia prania, 
    • piąta do podawania zabawek, 
    • szósta do noszenia zakupów, 
    • siódma do trzymania środków transportu potomstwa (wózek, hulajnoga etc.), 
    • ósma do trzymania kubka z napojem kofeinowym
  • pełne piersi – w wersji podstawowej – umożliwiają karmienie dzieci na żądanie; w rozszerzonej – pomagają utrzymać monogamię;
  • czujne uszy – służą do komunikacji z dziećmi w dzień oraz do nasłuchiwania ich oddechu w nocy;
  • giętki język – usprawnia komunikację, choć głównie służy do opowiadania bajek i wierszyków;
  • dźwięczny głos – niekoniecznie melodyjny, mimo to pozwala na śpiewanie kołysanek;
  • mocne plecy – służą do dźwigania tzw. brzemienia dnia codziennego, a także pełnią funkcję rozrywkową (np. zabawa w konika);
  • plamy na koszulce – świadczą o tym, że gatunek ten nie jest do końca stworzeniem pionierskim, idealnym, ale posiada pewne wady.

😉

Syndrom dywanowy

Nie zrozumcie mnie źle.
Ja naprawdę bardzo lubię bawić się z dziećmi na dywanie. Razem układamy puzzle, budujemy wieże z klocków, robimy wyścigi samochodowe, czytamy książeczki, bawimy się w gotowanie, majsterkowanie, piracki statek czy proszoną herbatkę…
Jest mnóstwo zabaw, przy których można się świetnie bawić i poznać lepiej swoje pociechy. I to fajne.
Ale gdy naskórek na wierzchu stopy zaczyna się robić coraz grubszy i peelingi przestają działać, to naprawdę zaczynasz się zastanawiać:
Czy może nie spędzam zbyt dużo czasu z dzieckiem na dywanie? Może potrzebuje ono nieco więcej czasu dla samego siebie? A ja, jako rodzic, powinienem się powoli wycofywać i zająć swoimi sprawami?

Jednak u nas najczęściej wciąż kończy się to wołaniem:
– Mamo, chodź!
– Tato, pobawimy się razem?
Wtedy człowiek wzrusza ramionami i stwierdza, że cóż robić? Trzeba z tego korzystać dopóki dzieci wciąż są na tyle małe, że mają ochotę na zabawę z rodzicami…

W końcu podeszwa na wierzchu stopy to nieduża cena za czas spędzony razem 😉 

A dlaczego?

Starsza ostatnio weszła w fazę ciągłego zadawania pytań. Może nie byłoby to aż tak męczące, gdyby pytała po to, aby uzyskać odpowiedź i dowiedzieć się czegoś. Jednak ona pyta dla samego pytania.
W zeszłym tygodniu nawiązała się między nią a Mężem taka dyskusja:
Tato, a co robisz?
– Szykuję sobie kanapki.
– A dlaczego?
– Bo chciałbym zjeść śniadanie. 
– A dlaczego?
– Bo nie lubię być głodny. 
– A dlaczego?
– Bo nie lubię jak mi burczy w brzuchu. 
– A dlaczego? 
– Lili… – westchnął ciężko. – Musisz zadawać tyle pytań?
– A dlaczego? 
I weź tu człowieku nie zwariuj z trzylatkiem 😑

Współspanie

Tak, tak… Dawniej to się z Mężem kłóciliśmy o to kto komu kołdrę zabiera i kto kogo z łóżka spycha, gdy śpi w pozycji ‘na rozgwiazdę’. Obecnie wygląda to mniej więcej tak jak na rysunku.
No, może nie do końca… Po prawdzie to nie jesteśmy tak szczęśliwi i uśmiechnięci, bo ja śpię otoczona przez dzieci (bo Starsza musi się koniecznie przytulić do mamy, a młodszej wciąż wychodzą zęby i budzi się co chwila, żeby nieco popić z piersi) z ręką jednej na głowie i nogą drugiej na plecach, a Mężu jest spychany z łóżka i jeszcze dostaje nogą po karku 😅
Próbowaliśmy Starszą usypiać w jej łóżeczku albo odnosić, gdy już zaśnie, ale i tak wraca po pierwszym skończonym cyklu snu (co u niej zajmuje jakieś 45 minut). Za to Młodsza jak tylko się zorientuje, że jest w swoim łóżeczku to od razu się rozbudza i zaczyna brykać przeszczęśliwa, bo to wciąż jest dla niej nowość, więc o dalszym spaniu nie ma mowy… 
Także no… Jako, że ja cenię sobie te skrawki snu, które mi się udaje w nocy wykorzystać, Mężu jest nieco leniwy, a jednocześnie na cenzurowanym, bo Starsza ma ostatnio jakąś fazę ‘Tata, idź sobie! Ja śpię z mamą’, a Młodszej permanentnie wychodzą zęby… To zdecydowaliśmy, że kupimy sobie większe łóżko 😋

Puzzle

Niedawno tak jakoś wyszło, że wzięłam do siebie na pewien czas córkę sąsiadki, co by jej mamę trochę odciążyć. Stwierdziłam, że nieco pomogę, bo z autopsji wiem jak to jest mieć dwu-i-pół-latkę, niemowlę, obiad, pranie i sprzątanie na głowie (krótko mówiąc – czasem to po prostu nie do ogarnięcia w pojedynkę). 
No i chociaż dziewczynki nie potrafiły się w kwestii puzzli dogadać, bo każda obstawiała przy swojej wymowie, to bawiły się tak dobrze, że nie chciały się rozstać. Tak więc nie było innego wyjścia – zgadaliśmy się z sąsiadami na kawę na kolejne popołudnie 😋

Album ze zdjęciami

Tak było jeszcze w zeszłym roku. Teraz już Starszą nie tak łatwo podpuścić, pytając o to kogo widzi na zdjęciu. Przeważnie pierwsza odpowiedź brzmi: ‘To ja!’ 😉
***
Swoją drogą ciekawe jak to wszystko się zmienia… Dawniej to było tak, że zdjęcia wywoływało się z kliszy i wsadzało do albumów. Potem upowszechniły się aparaty cyfrowe i zaczęliśmy robić mnóstwo zdjęć, ponagrywanych gdzieś na płytach, do których rzadko kiedy się zagląda. Potem były telefony komórkowe i zdjęcia robi się praktycznie codziennie… Ale powoli cyklssię zamyka i znów do łask zaczyna wracać stare, dobre wywoływanie zdjęć. 
Sama niedawno odkryłam, że zdjęcia w formie namacalnej to jednak naprawdę fajna sprawa i jakoś tak inaczej, tak… miło się to wszystko ogląda 🙂
Swoją drogą to mam gdzieś jeszcze kupon na wydruk zdjęć… 🤔
Trzeba to wykorzystać! 

Chałwa

 

Lubimy chałwę, nie ma co 😉

Szkoda jedynie, że jest taka słodka, bo nie można przez to jej zjeść zbyt dużo. Chociaż może to i lepiej, bo co by nie mówić to produkt dość kaloryczny.
Gdyby nie to, moglibyśmy ją jeść codziennie, nie zważając na twierdzenia teścia, który za tym przysmakiem nie przepada i twierdzi, że to kurz z cukrem… Ale jak to się mówi:
De gustibus non est disputandum. 

Gorąca herbata

Ząbkowania ciąg dalszy… Młodej wychodzą jednocześnie obie dolne czwórki i ostatnia dwójka, także no… 
Tulenie, noszenie, budowanie (i niszczenie budowli) z klocków, zimny jogurt, jakieś chrupki i w ostateczności żel łagodzący na dziąsła, no i jakoś lecimy.
Niestety momentami przestaję ogarniać co się w tym domu dzieje i jaki właściwie mamy dzień tygodnia 🤔
Że o możliwości wypicia świeżo zaparzonej i wciąż gorącej herbaty nie wspomnę, bo w ciągu ostatniego czasu stało się to wyjątkowym przywilejem. Na szczęście zawsze jest trik z mikrofalówką 😉
Wniosek: Kuchenka mikrofalowa jest jednym z najlepszych przyjaciół każdego mamowego potwora 🙂 

Chorowanie

Nie wiem czy to kwestia genów, tego że mężowa mama karmiła go piersią przez dwa lata, czy też jest jeszcze jakiś inny czynnik, o którym nie wiem, ale naprawdę… Dokładnie tak to przeważnie wygląda.
Jak mnie coś bierze to próbuję się dzielnie trzymać, od razu zaparzam duży dzbanek naparu z kwiatów lipy z maliną, włączam pokaźną ilość czosnku i miodu do diety, ale już następnego dnia umieram i po prostu muszę poleżeć przez chwilę raz na parę godzin, a działam w trybie ‘low battery’. 
Mężu natomiast zaczyna chrząkać, potem kaszleć i kichać.. I przez jeden dzień siedzi przy kompie pod kocykiem, a ukochana żona (😉) raz na jakiś czas przynosi mu ciepłą herbatkę z cukrem. A następnego dnia trochę jeszcze pociąga nosem, ale już może nawet iść do pracy i w miarę normalnie funkcjonować.
Może to jakaś magia? 🤷‍♀️

Wielkanoc

Wielkanoc już tuż, tuż.. Dlatego mam taki mały apel do nas wszystkich.
Pamiętajmy o charakterze tych Świąt i o tym, co symbolizują. O odradzaniu się, o nowej nadziei i o tym, że całe to zło, które dzieje się wokół nas przeminie i nadejdą lepsze czasy. 
Bo jeszcze trochę… Jeszcze trochę i znów nadejdą piękne dni, kiedy będziemy mogli bez strachu przechadzać się swobodnie po parkach i skwerach, spotykać się z bliskimi i cieszyć z ciepłych promieni słońca. Przetrwamy to, zobaczycie 🙂
Z okazji zbliżającej się Wielkanocy życzę wszystkim dużo zdrowia, pogody ducha, nadziei w sercu i wielu powodów do radości. Wesołego Alleluja!
PS Dziewczynki już nie mogą się doczekać, która pierwsza znajdzie prezenty od Zajączka 😉